Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oława: 7-miesięczny Oskarek nie żyje, bo lekarze nie chcieli mu pomóc?

Anna Gabińska
Czy siedmiomiesięczny Oskar z Oławy zmarł, bo lekarze nie udzielili mu odpowiedniej pomocy? Bada to zawiadomiona przez rodziców prokuratura.

7-miesięczny Oskar Danyliszyn nie żyje od dwóch tygodni. Zrozpaczona matka oskarża o jego śmierć lekarza z izby przyjęć w szpitalu w Oławie. Oglądał malca kilka godzin przed tym, jak dziecko zmarło.

- Prowadzimy śledztwo w tej sprawie - przyznaje Małgorzata Rosińska, zastępca prokuratora rejonowego w Oławie. Małgorzata Klaus, rzeczniczka prokuratury okręgowej: - Ustalamy przyczyny śmierci chłopca. Sprawdzamy, czy jest ona wynikiem przestępstwa, a jeśli tak - to jakiego.

Dyrektor oławskiego szpitala Andrzej Dronsejko tłumaczy, że o śmierci chłopca dowiedział się od prokuratury, która wystąpiła do niego o zabezpieczenie dokumentacji medycznej. Dyrektor przyznaje, że rozmawiał z lekarzami, którzy badali Oskara. Nie wszczął wobec nich postępowania służbowego. - Nie znamy przyczyny zgonu. Czekam więc na to, co ustali prokuratura - ucina. Nie przypomina sobie, żeby na lekarza, który badał chłopca jako ostatni, kiedykolwiek wpłynęła skarga.

- Nas potraktował tak, jakby się chciał jak najszybciej pozbyć - opowiada Aneta Danyliszyn, matka zmarłego chłopca. Zostało jej dwoje dzieci: 6-letni Dorian, który chodzi do zerówki, i 2,5-letnia Kinga. Trzeci, 7-miesięczny Oskar, dwa tygodnie temu dostał biegunki. Najpierw kobieta zadzwoniła do przychodni. Lekarka poradziła, jaki lek podać z domowej apteczki. Jednak to nie pomogło. Po kilku godzinach Oskara na izbie przyjęć w szpitalu oglądała lekarka. Wypisała receptę. Te leki też nie pomogły. Po północy, w tej samej izbie, ale u innego lekarza, rodzice Oskara pojawili się jeszcze raz. Lekarz nie zostawił malucha w szpitalu.

- Pytałam go, czy nie może mu dać jakiegoś zastrzyku albo kroplówki - płacze matka. - Wyśmiał mnie, że na biegunkę nie ma leku. Nie znam się na tym, ale widziałam, że Oskarkowi zapadł się brzuszek, aż było widać żebra. Już nie miał siły płakać, tylko stękał. Ale to doktor wie, jak leczyć, więc posłuchałam go i wróciłam do domu.

W domu rodzice dali mu jeszcze raz leki, wozili w wózku i po godz. 3 w nocy usnął. Po godz. 4 ojciec do niego zajrzał: chłopiec oddychał. Ale gdy rodzina wstała o godz. 7 rano, dziecko nie żyło. - Ci z pogotowia mi mówili, żebym robiła reanimację, ale on miał zimną buzię i był sztywny. To ten ostatni lekarz mi go wykończył i dał do grobu - rozpacza pani Aneta.

Jej bratowa Katarzyna Ślubik jest tego samego zdania. Kiedyś ze swoim 6-miesięcznym synkiem Kubusiem (miał wtedy dwa miesiące) też trafiła do tego lekarza na dyżur. - Ledwo go obejrzał i zniknął bez słowa - opowiada oburzona. Nie dostała wtedy żadnych leków. Kobieta denerwuje się i dodaje, że nie tak powinien zachowywać się lekarz zajmujący się dziećmi.

Wyniki sekcji zwłok Oskara poznamy pod koniec lutego.

Wsp. Marcin Rybak

Lekarz winien wziąć do szpitala
Z Adamem Sandaue-rem, honorowym przewodniczącym stowarzyszenia Primum Non Nocere, rozmawia Anna Gabińska

Czy matka Oskara mogła coś jeszcze zrobić, by go uratować?
Moim zdaniem ta kobieta zrobiła wszystko, co tylko było w jej mocy. Biegunka jest chorobą i może prowadzić do śmierci, jeśli chory się odwodni.

Pani Aneta sugerowała, by jej dziecko zostało w szpitalu, by dać mu kroplówkę. Widziała, że podawane leki nie pomagają synowi. Lekarz zlekceważył jednak jej obawy.

A nie powinien. Przyczyn biegunki u dzieci może być wiele. W moim przekonaniu powinien był zatrzymać dziecko w szpitalu.

Aneta Danyliszyn stwierdziła, że nigdy już nie pozwoli, by ten lekarz badał jej dzieci. Będzie domagała się innego, jeśli któreś trafi na izbę przyjęć do tego szpitala.
Nie dziwię się jej wcale. System ochrony zdrowia w naszym kraju ciągle nie jest tak skonstruowany, że chory może czuć się bezpiecznie. Lekarz źle nie chciał, ale się pomylił - dalej żyjemy w takiej rzeczywistości, w której medyk może się wykpić ze swojego błędu w sztuce.

Jak to?
Wystarczy przecież, że prokuratura powoła biegłych, którzy ustalą, że dziecko było tak strasznie chore, że i tak ten lekarz nie mógłby go uratować. Z tego może wyniknąć, że co z tego, że nawet nie starał się pomóc, skoro i tak by to pacjentowi nie pomogło.

A za mało się starał?
W moim przekonaniu - za mało. Podejrzewam, że to dziecko można było uratować, gdyby tylko wykazano więcej dobrej woli.
ANA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto