Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

T. Love zagra we Wrocławiu (WYWIAD)

Rozm. Marcin Śpiewakowski
Rozmowa z Muńkiem Staszczykiem o nagrywaniu albumu "Prymityw", Jacku Kaczmarskim, jubileuszowej trasie koncertowej i konflikcie na Ukrainie. T.Love zagra we Wrocławiu 2 grudnia. Koncert odbędzie się w Starym Klasztorze.

Jak powstawała płyta "Prymityw"?
Nagraliśmy ją w 1994 r., po odejściu Jana Benedka. Mieliśmy problemy personalne, jak to bywa w zespołach. Byłem wtedy zrozpaczony. Nie to, że nie wierzyłem w chłopaków, ale zawsze komponowaliśmy z Jankiem i tworzyliśmy spółkę twórczą.

Myśleliście wtedy, że musicie tą płytą coś udowodnić, wypracować nowe brzmienie?

Chcieliśmy się scalić jako zespół, nagrać spójny, energetyczny album, taką pigułę. Pomysł na "Prymityw" miałem już dawno, ale wcześniej z Jankiem pracowaliśmy trochę inaczej, byliśmy bardziej ukierunkowani na pojedyncze piosenki. To podejście było też dobre, bo płyty "Pocisk miłości" i "King" dały sporo przebojów, zespół wyszedł dzięki nim z undergroundu.

Od czego się zaczęło?
Dałem chłopakom kasetę z napisem "Prymityw - idee". Ponagrywałem tam różne rzeczy, głównie punkowe, jak Ramones, ale też trochę ska i muzyki punkfolkowej. I to był taki wektor. Podstawą była energia, czad. Chodziło o proste akordy i chuligański, miejski przekaz.

Który numer powstał jako pierwszy?
"To nie jest miłość", który rozpoczyna album. Sidney Polak uczył się wtedy grać na gitarze i zaczął grać ten riff. Ja uwielbiam takie proste rzeczy, przypominało mi to klasyk "You Really Got Me" Kinksów, więc zacząłem coś krzyczeć do mikrofonu, najpierw imiona dziewczyn, potem imiona facetów. Potem powstał "Potrzebuję wczoraj", czyli po prostu opis zejścia po amfetaminie. I to był singiel! Wtedy rozgłośnie były dużo śmielsze niż teraz.

Skąd pomysł, żeby na płytę trafił utwór "Gloria" w polskiej wersji?
Kolegowałem się z Grabażem, który pokazał mi swoją wersję "Glorii". Jego tekst mi się podobał, bo nie był przekładem jeden do jednego, ale jakby impresją. A że "Gloria" to też taki kawałek, który się po prostu dobrze gra, to powiedziałem Grabażowi, że chciałbym zrobić naszą wersję z jego tekstem. On się w ogóle bardzo ucieszył, że to robimy. To była nowość, bo wcześniej nigdy nie śpiewałem cudzych tekstów po polsku.

Na reedycji są trzy dodatkowe kawałki i jednym z nich jest "Jałta" Jacka Kaczmarskiego. Jak się tam znalazł?
Nagrania były wiosną tego roku, no i pojawił się temat Ukrainy. Obserwowałem jednym okiem tę hipokryzję polityków, różne układy z Putinem. Z jednej strony mówienie, że jest wojna, że nie wolno, a z drugiej sprzedawanie mu okrętów i tak dalej. Skojarzyło mi się to z Kaczmarskim, więc wziąłem wtedy jego bestówkę do auta, przesłuchałem i od razu mi podszedł ten kawałek. Kaczmarski świetnie pisał, świetnie opisywał historię. "Jałta" to opowieść o tym, jak Stalin, Churchill i Roosevelt spotkali się po wojnie i przeprowadzili demontaż i montaż nowego świata. "Jałta" też fajnie wychodziła nam na próbach, zrobiliśmy z tego taki chropowaty folk. Jestem zadowolony z tej wersji. Myślę, że Jackowi by się podobało.

Na album trafiły też: "Pole garncarza" i "Italia". Kiedy powstawały te utwory?
__
To są megaświeże rzeczy, z tego roku. Od początku powstawały z myślą o wznowieniu "Prymitywu", bo uważam, że jak się robi reedycję, to trzeba coś dodać. Najpierw powstał numer "Italia" - świetny, prosty kawałek właściwie bez refrenu. Pomyślałem, że można napisać do tego taki tekst jak w hip-hopie, ciągłe nadawanie.

Tekst jest trochę w stylu Kazika, metoda jak z "12 groszy".
Niektórzy tego tekstu nie rozumieją, bo to jest taka pocztówka z mózgu, jest w nim dużo różnych flashbacków. Jechałem samochodem i zapisywałem sobie pojedyncze słowa, z których potem złożyłem tekst. Chłopakom się spodobało i tak powstała "Italia". Potem zrobiliśmy "Pole garncarza".

WIĘCEJ? CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Te kawałki miały pasować do koncepcji "Prymitywu"?
Tak. Chodziło nam o spójność i, jak to nazywamy, prymitywną energię. "Italia" ją ma i "Pole garncarza" też ma. A "Jałta" jest trochę inna, ale współgra tekstowo z "Polem garncarza". "Pole" wyraża moją opinię na temat wojny, ale bardzo podobną do tej Kaczmarskiego. Chodziło też o to, żeby po przesłuchaniu całego albumu z 1994 r. te nowe numery nie odstawały.

Do reedycji dodaliście też DVD z koncertem.
__
To taka pamiątka z epoki. Koncert jest z 1994 r. i pokazuje T.Love w bardzo dobrej formie. Graliśmy dużo rzeczy z "Prymitywu" plus stare z lat 80., to się fajnie ze sobą zazębia. Byliśmy wtedy 20 lat młodsi, napakowani energią. Obejrzeliśmy ten koncert najpierw z zespołem w busie, jak jechaliśmy na koncert, i uznaliśmy, że nie ma obciachu. Koncert się broni, wszystko jest na żywo, bez playbacku i pokazuje dobry gitarowy zespół.

Teraz znowu gracie trasę promującą "Prymityw".
Koncepcja jest taka, że gramy cały "Prymityw", potem schodzimy ze sceny, co ludzi czasem konsternuje, a potem wracamy i gramy the best of, nasze największe hity.

Jak się Wam gra ten album na żywo w całości?

To świetny materiał do grania, chociaż bardzo wyczerpujący, bo to straszna piguła. Przejeżdża przez ludzi jak walec, a oni dobrze na tę płytę reagują. Ci, którzy przyszli na koncert, wiedzą, po co przyszli.

Nie kusiło Was, żeby coś pozmieniać w tych piosenkach?

Nie. Powiedziałem "chłopaki, gramy to jeden do jednego", bo tam nie ma co zmieniać. Po prostu 20 lat temu była wykonana dobra robota. Jest hałas, czad i schodzimy ze sceny. Nie wiem, czy jakąkolwiek inną płytę chciałbym zagrać w całości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto