Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miłoszyce. Strach zamyka im usta.

Eliza Głowicka, Michał Gigołła
Fot. Archiwum Rodzinne
Fot. Archiwum Rodzinne
Widzieli, z kim Małgosia Kwiatkowska opuszcza dyskotekę. Musieli słyszeć jej błagalne wołanie o litość, gdy mordercy ją gwałcili. Nie zareagowali. Nie wydali sprawców. Milczą już dziesięć lat.

Widzieli, z kim Małgosia Kwiatkowska opuszcza dyskotekę. Musieli słyszeć jej błagalne wołanie o litość, gdy mordercy ją gwałcili. Nie zareagowali. Nie wydali sprawców. Milczą już dziesięć lat.

– Tu wszyscy dużo wiedzą. Tylko wolą siedzieć cicho - szepcze starszy mężczyzna spacerujący po miłoszyckim cmentarzu. - Mniej wiesz, lepiej śpisz. Po co narażać się na zemstę. Wywiozą do lasu. Pobiją. Zakopią. Kto by ryzykował?
Miłoszyce od dziesięciu lat próbują zapomnieć o tragedii, która wydarzyła się w sylwestrową noc przy ulicy Kościelnej, w samym centrum miejscowości.
Piętnastoletnia Małgosia Kwiatkowska z Jelcza-Laskowic wspólnie z koleżankami witała 1997 rok na wiejskiej dyskotece Alcatraz. Po północy ktoś wyprowadził ją z budynku. Chwilę później w towarzystwie kilku mężczyzn poszła w stronę pobliskiej posesji.
Następnego dnia rano znaleziono ją martwą za stodołą, kilkadziesiąt metrów od dyskoteki.
- Leżała całkiem naga na śniegu, tylko w skarpetkach. Była zamarznięta, cała we krwi. To był straszny widok, do dziś nie mogę zapomnieć - opowiada kobieta mieszkająca niedaleko podwórka, na którym doszło do zbrodni.
Dziewczyna została brutalnie zgwałcona. Sprawcy długo się nad nią pastwili: bili, kopali i gryźli. Miała porozrywane narządy wewnętrzne. Ludzie słyszeli, jak błagała o pomoc, gdy czołgała się po śniegu. Ktoś słyszał, jak wołała: "Mamo! Mamo!". Ale mimo to nikt się nie zainteresował. Na trwającej w sąsiedztwie dyskotece bawiło się pół tysiąca ludzi. Teraz ci którzy coś słyszeli tłumaczą, bronią się. - Myśleliśmy, że to awantura rodzinna. Sąsiedzi często się kłócili, dużo ludzi u nich bywało - przekonują.
Bo mają plecy
- Przez to morderstwo cała wieś ma złą opinię. Powinni wreszcie wszystkich tych zbójów złapać i wsadzić do więzienia. Albo powiesić - denerwuje się ekspedientka z jednego z wiejskich sklepów. - Ale niech nie liczą, że tych bandytów wskaże ktoś od nas. Jedna kobieta coś powiedziała i zaraz miała problemy. Pobili ją - opowiada.
Wśród mieszkańców wsi panuje spiskowa teoria. Według jednych wszystkich sprawców nie wykryto, bo mają oni "mocne plecy". - Znają kogo trzeba w policji i prokuraturze. Nikt ich nie ruszy - tłumaczą.
Inni są pewni, że bandyci to ludzie majętni. - Biznesmeni. Zapłacili sporo za milczenie - przekonują.
Mieszkańcy nie mają jednak wątpliwości, że Tomasz K., który jako jedyny po trzech latach został złapany i wreszcie skazany za udział w tej zbrodni, miał wspólników. - Przecież on mieszka we Wrocławiu. Nie znał dobrze Miłoszyc. A Małgosia leżała koło ścieżki między domami, o której nawet ja nie wiedziałam. Musiał być z nim ktoś od nas - mówi jedna z mieszkanek ulicy Kościelnej.

Przerwać milczenie
- Strach zamyka tym ludziom usta. Boją się, dlatego milczą - rozkłada ręce mecenas Ewa Szymecka. To ona bezinteresownie od kilku lat pomaga rodzicom Małgosi w dotarciu do prawdy. - To niemożliwe, by nikt z mieszkańców lub gości bawiących się na dyskotece nie zwrócił uwagi na krzyk Małgosi. Sprawcy bardzo długo pastwili się nad tym bezbronnych dzieckiem - podkreśla. - A na podwórku, gdzie znaleziono jej ciało, właściciele trzymali dużego, groźnego psa. Ujadał całą noc - przypomina. Nie wierzy też, że przez wiele godzin nikt nie zauważył leżącego na śniegu ciała dziewczynki.
Czy po dziesięciu latach komukolwiek uda się wreszcie rozwikłać zagadkę zbrodni w Miłoszycach? Prokuratura apelacyjna chce, by jeszcze raz przyjrzeć się sprawie. Prokurator Krzysztof Schwartz przyznaje, że wcześniej w śledztwie popełniono sporo zaniedbań a na pewne rzeczy nie zwrócono uwagi.

fot. Michał Gigołła
To ostatnie zdjęcie Małgosi Kwiatkowskiej. Rodzice zrobili je tuż przed wyjściem córki na sylwestrową zabawę. Wtedy ostatni raz widzieli ją żywą.

Pytania bez odpowiedzi

* Następnego dnia po zbrodni policja zatrzymała Krzysztofa K., mieszkańca wioski. Miał wyprowadzić Małgosię z dyskoteki. Przyznał, że odbył z nią stosunek (rzekomo za jej zgodą), a potem oddał innemu mężczyźnie. Podczas przesłuchania narysował dokładny plan miejsca, w którym znaleziono Małgosię. Później jednak odwołał swoje zeznania. Puszczono go wolno, choć badania przy użyciu wykrywacza kłamstw potwierdziły, że mógł mieć związek ze zbrodnią.

* Na miejscu zbrodni znaleziono nie tylko ślady Tomasza K., ale co najmniej dwóch innych osób. Jednak śledczy nie porównali ich z kodami DNA wszystkich potencjalnych sprawców wskazywanych przez świadków. Przebadali tylko tych, którzy sami się na to zgodzili.

* Jedna z instytucji badawczych zaproponowała bezpłatne przebadanie wszystkich mężczyzn w okolicy. Sugerowała porównanie ich kodów DNA ze śladami pozostawionymi na miejscu zbrodni. Śledczy nie przyjęli jednak tej oferty.

* Gdy następnego dnia po zbrodni rodzice Małgosi od samego rana szukali we wsi córki, nie wpuszczono ich na jedną z posesji. To właśnie tu kilka godzin później odnaleziono ciało Małgosi. - Rzuciło mi się w oczy, że na tym podwórku były powymiatane ścieżki w śniegu. Dopiero dużo później pomyślałem, że to dziwne. W Nowy Rok? Tak wcześnie rano? Zwłaszcza, że w nocy padał śnieg. Jedna ścieżka prowadziła daleko, do płotu, w stronę stodoły - mówił w sądzie ojciec dziewczynki. - Ktoś, kto rano zamiatał te ścieżki, musiał widzieć, co jest pod stodołą - stwierdzał. To właśnie pod tą stodołą znaleziono ciało dziewczynki.

* W zabudowaniach obok miejsca, w którym zamordowano Małgosię policja znalazła srebrny łańcuszek, przełamane serduszko z napisem "love" i kolczyk. Porównano je z biżuterią, którą miała na sobie dziewczyna. Okazało się, że są takie same. Śledczy uznali jednak, że "takie same" nie oznacza "te same". Oddali więc biżuterię właścicielom zabudowań. Później zaginęła.

* Anna Ł., jeden ze świadków incognito, jako sprawcę wskazała syna lokalnego biznesmena. Niedługo później Anna Ł. została podstępem zwabiona do samochodu przez mężczyzn podających się za policjantów. Mieli nakłaniać ją do zmiany zeznań, upoić wódką, straszyć i bić. Szantażowany miał być też Norbert B., kolejny świadek, ochroniarz z dyskoteki, na której bawiła się Małgosia. I on widział w pobliżu miejsca zbrodni tego samego syna lokalnego biznesmena. Ale śledztwo w sprawie szantażu prokuratura umorzyła. Po tym, gdy grupa mężczyzn groziła jego dziewczynie, Norbert B. wycofał swoje zeznania.

* Na miejscu zbrodni znaleziono m.in. damską chusteczkę, która nie należała do Małgosi. Nie udało się ustalić, kto ją zgubił. Czy wśród bandytów była kobieta?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maciej Wąsik zeznaje przed komisją śledczą. Doszło do awantury

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto